REKLAMA

– Wcale bym się nie zdziwił, gdyby te wilki po prostu polowały – mówi prof. Okarma – biolog, badacz ssaków drapieżnych

– Wcale bym się nie zdziwił, gdyby te wilki po prostu polowały – mówi prof. dr hab. Henryk Okarma – biolog, badacz ssaków drapieżnych, dyrektor Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie.

Panie Profesorze, czy w relację pilarzy, którzy zostali zaatakowany przez wilki na terenie Nadleśnictwa Brzozów, można wierzyć bez zastrzeżeń? Atak na dwóch mężczyzn broniących się włączonymi, głośnymi pilarkami wydaje się nieprawdopodobny.

Nie poddaję w wątpliwość tej relacji. To nie jest fantasmagoria. Dysponujemy wieloma materiałami z południa Polski, które pokazują, że wilki podchodzą bardzo blisko np. do traktorów, czy maszyn podczas zrywki w lesie.

Muszę wejść Panu Profesorowi w słowo. Wciąż słyszymy od ekologów, że wilki boją się człowieka i uciekają, gdy usłyszą hałas.

Wilki bały się człowieka, proszę mówić w czasie przeszłym. Od 1998 roku nie poluje się na te drapieżniki. Proszę policzyć, ile w tym czasie wilczych pokoleń przyszło na świat. W ciągu roku populacja wilka przyrasta o 20-30 procent. Nowe pokolenia nie traktują człowieka jako zagrożenia. Nigdy wcześniej watahy nie pojawiały się tak blisko miast. Gdy na nie polowano – wilki bytowały w głębokich lasach.

Mówi Pan Profesor o rocznym przyroście, a ile mamy wilków w Polsce? Czytałam, że tak naprawdę nie mamy wiedzy na ten temat.

Nie ma takich danych. Dlatego jest pytanie o monitoring tego gatunku. Wilk jest gatunkiem chronionym, więc za jego ochronę odpowiada Główny Konserwator Przyrody, ale za monitoring Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. Wiemy, ile wilków jest w głębokich Bieszczadach, ile w Białowieży, ile w Górach Świętokrzyskich, ale nie wiemy, ile jest w całej Polsce, bo nie ma systemu monitorowania. Realizowano pilotażowy program monitoringu wilka i rysia, ale jego wyniki są zupełnie niewiarygodne. Jeśli jednak myślimy o racjonalnej ochronie gatunku, to nie mówmy o liczbach, ale o poziomie konfliktu. Ten poziom dramatycznie rośnie. Psy są zabijane przez wilki w drastycznych ilościach, pojawiły się hybrydy, które na szczęście zostały już odstrzelone. Wilki zaczęły wchodzić ludziom na posesje.

Dlaczego poziom konfliktu tak zauważalnie wzrósł?

Wilk jest zwierzęciem terytorialnym i to silnie terytorialnym. Migrując zajmują miejsca, które nie są zajęte przez inne watahy. To jest jak układanie puzzli, w ten sposób dochodzą aż po obrzeża wielkich miast, a tam jesteśmy my. Kiedyś to był cud, jak człowiek spotkał wilka, dzisiaj relacji ze spotkań są dziesiątki. Widać to w mediach społecznościowych.

Wracając do pilarzy, dlaczego doszło do tego zdarzenia?

Z nieznanych jeszcze powodów wilki zainteresowały się tymi ludźmi.

Może w pobliżu było gniazdo?

Mamy dopiero marzec, młode przychodzą na świat w maju. Teraz wilki mają cieczkę, w tym czasie mogą wykazywać dziwne zachowania.

To może upolowana zwierzyna?

Wilk to dzikie zwierzę, które kieruje się impulsem. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby te wilki po prostu polowały. Do tej pory wilk trzymał się jednak z daleka od człowieka.

Prof. Henryk Okarma. Archiwum prywatne.

W tym momencie muszę postawić pytanie, które w tej sytuacji nasuwa się samo. Chodzi mi o aktywne gospodarowanie tym gatunkiem. Mówiąc otwarcie, czy nie należy strzelać do wilków?

Wielokrotnie podkreślałem tę konieczność. Wilk nie musi być gatunkiem łownym, ale częściowo chronionym. Zresztą obecnie Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydaje decyzje o redukcji populacji na danym terenie. Wykonawcami tych decyzji są myśliwi, ale to nie jest polowanie. To niezwykle trudne zadanie, bo wbrew temu co myślą ludzie, wilka nie jest łatwo ustrzelić.

Nie tak dawno pisałam artykuł o hejcie, który wylał się na wójta gminy Komańcza po wydaniu ostrzeżenia przed wilkami. Z wójta zrobiono bez mała mordercę wilków, choć nawet nie jest myśliwym. Wyobraża sobie Pan, że jakiś urzędnik wyda decyzję o odstrzale w sytuacji, gdy jest taka presja społeczna?

Wyobrażam sobie. Myśli Pani, że na mnie nie wylewa się hejt, gdy nawołuję do tego, że w pewnych okolicznościach takie działanie jest konieczne? Dlaczego ludzie, którzy żyją w miastach i nie mają problemów z wilkami mają decydować o tym, co z nimi robić? Niech decydują o tym ludzie, których to dotyczy. Dlaczego pani z Krakowa, Wrocławia, Warszawy ma hejtować w sposób zupełnie nieracjonalny wójta Komańczy, którego zadaniem jest dbać o bezpieczeństwo mieszkańców? Wiem, że każdy, kto będzie próbował wychylić się z decyzją, będzie bardzo mocno krytykowany, ale taka jest rola urzędnika. Urzędnicy i politycy przestraszyli się tej presji. Będą kierować się głosami z mediów społecznościowych, dopóki coś złego się nie stanie.

W Polsce wilk stał się zwierzęciem politycznym. Może w tym jest problem?

Wilk wszędzie jest zwierzęciem politycznym, ale w Polsce bardzo długo uciekano od tego tematu i nie ma woli politycznej, by go rozwiązać. W krajach skandynawskich kontrolowana jest liczebność wilków i gospodaruje się tą populacją w sposób racjonalny. W Polsce jeśli nie będziemy znali podstawowych informacji, to nie będziemy mogli prowadzić racjonalnej polityki wobec tego gatunku. Wilk nie jest zwierzęciem łownym, ale jest gatunkiem, którym trzeba zarządzać. W Białowieży chodzi sobie wilczyca, która po kolei zjada psy, a urzędnicy od 3 miesięcy zastanawiają się, co z tym zrobić. Czekają aż kogoś ugryzie. Wyszliśmy z ekstremalnej skrajności tępienia tego gatunku do ekstremalnej ochrony.

Do czego nas doprowadzi ta ekstremalna ochrona?

Stanie się to, co przewiduję. Nie straszę, ale rysuję bardzo prawdopodobny rozwój sytuacji. Prędzej czy później dojdzie do poważnego ataku. Pytanie jest tylko, czy człowiek zostanie poraniony, czy zabity? Jeśli do tego dojdzie – to powstanie gigantyczna presja na polityków. Media polskie i europejskie rzucą się na nich. Będzie panika. Zapadnie decyzja o redukcji. Pytanie jest o ile? Może być nawet o 50%, ale nie będzie to decyzja o redukcji na obszarach konfliktowych, czy obrzeżach miast, bo tak powinno się to zrobić. Jak coś się stanie, to będzie decyzja: bijemy wszystko. Nakaże się to zrobić myśliwych, a że wśród myśliwych są też osoby, dla których wilki to szkodniki, to zamiast 4 sztuk zabiją 8 i pójdzie to jak po łańcuszku.

Roztacza Pan bardzo pesymistyczny scenariusz, aby się nie spełnił może należy edukować, ale nie ludzi ze wsi, tylko ludzi z miasta, by zaczęli racjonalnie podchodzić do ochrony gatunkowej?

Problem w tym, że my im oczu nie otworzymy. Znam ludzi, którzy przenieśli się z miasta w Bieszczady. Ich stosunek do wilków się zamienił, ale dopiero jak im wilki owce zabiły. Teraz mówią: wilk jest ok, ale musi być pod kontrolą. Znam relacje joggerów, którzy zetknęli się z wilkami. Dopiero wtedy zrozumieli co to znaczy spotkanie z dzikim zwierzęciem. Perspektywa zmienia się dopiero, gdy zostaniemy skonfrontowani.

Z tego co Pan mówi wynika, że będziemy nadal pod presją ludzi, którzy podlegają procesowi bambizacji?

Jestem ogromnym pesymistą w tej kwestii. W 2011 roku opracowaliśmy program ochrony wilka w Polsce. To był dobry czas na wprowadzenie tego programu w życie, ale został on skrytykowany i odrzucony. Padły głosy, że ten program myśliwi napisali myśliwym.

Cały świat wie, że ochronę gatunkową można zapewnić tylko poprzez akceptację społeczną. Natomiast nastawienie do wilków w społecznościach wiejskich jest bardzo radykalne. Po drugiej stronie są środowiska miejskie, organizacje ekologiczne i media społecznościowe. których potęga jest ogromna. Nie widzę szans na racjonalne podejście.

rozmawiała: Dorota Mękarska

Zdjęcie poglądowe


Informacje na temat wilków, które zaatakowały pilarzy >>>ZOBACZ<<<

12-03-2021

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook


lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)