W Wydziale Komunikacji od lat działo się źle, a urzędniczka pięła się górę
SANOK/PODKARPACIE. Komenda Wojewódzka Policji ujawniła dzisiaj informacje, które od wczoraj były w Sanoku tajemnicą poliszynela. Policjanci d.s. walki z korupcją zatrzymali urzędniczkę z Wydziału Komunikacji Starostwa Powiatowego w Sanoku. Zarzuty wobec jej osoby nie pojawiły się jednak dzisiaj. Jest to historia z „długą brodą”.
Dorota Mękarska
Policja poinformowała, że 56-letnia kobieta wykorzystywała bazę danych urzędu, do czego miała uprawnienia i bezprawnie przekazywała je osobom trzecim. Wiedza ta była używana w komercyjnej działalności firmy ubezpieczeniowej, która osiągała z tego tytułu korzyści majątkowe. W ramach postępowania zatrzymano 6 osób, w większości ze sobą spokrewnionych
Sprawę prowadzi Prokuratura Okręgowej w Krośnie. Urzędniczce postawiono zarzut przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Pozostałe osoby będą odpowiadać również za takie czyny, gdyż wiedzieli, że jest ona funkcjonariuszem publicznym. Za to przestępstwo grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.
Tyle kodeks karny, ale jest jeszcze ustawa o pracownikach samorządowych, która mówi „pracownik samorządowy zatrudniony na stanowisku urzędniczym, w tym kierowniczym stanowisku urzędniczym, nie może wykonywać zajęć pozostających w sprzeczności lub związanych z zajęciami, które wykonuje w ramach obowiązków służbowych, wywołujących uzasadnione podejrzenie o stronniczość lub interesowność oraz zajęć sprzecznych z obowiązkami wynikającymi z ustawy”. Powyższa ustawa nakazuje, by w przypadku stwierdzenia naruszenia przez pracownika samorządowego któregokolwiek z zakazów, niezwłocznie rozwiązać z nim, bez wypowiedzenia, stosunek pracy lub odwołać go ze stanowiska.
foto: archiwum Starostwa Powiatowego w Sanoku
Plotki krążyły od dawna
Sprawa jest jednak znana od lat. Można śmiało powiedzieć, że od ponad dekady. Były to jednak tylko plotki. W starostwie miało dochodzić do tak bulwersujących sytuacji, że petenci rejestrujący samochody otrzymywali dowody od urzędniczki dopiero po przedstawieniu polisy ubezpieczeniowej, wydanej przez „zaprzyjaźnioną” agencję, rodzinnie powiązaną z urzędniczką. W tym okresie jeden ze starostów, zdenerwowany powtarzającymi się nieoficjalnymi skargami, miał wezwać urzędniczkę na dywanik. Na jakiś czas skargi ustały, ale tylko na jakiś czas. W 2011 roku doszło jednak do podbramkowej sytuacji.
Jeden z radnych, ale nie miejskich, rejestrując auto otrzymał dziwną propozycję. Z miejsca poszedł na skargę do starosty, którym był wówczas Sebastian Niżnik, sprawujący tę funkcję w kadencji 2010-2014. Po tej rozmowie starosta zdecydował się przenieść urzędniczkę na inne stanowisko, bo nie było to jedyna skarga, która do niego dotarła.
– Nikt nie chciał być świadkiem w tej sprawie, a bez mocnego dowodu przegralibyśmy sprawę w sądzie pracy – mówi Sebastian Niżnik – Zresztą nie chcieliśmy wyciągać aż tak daleko posuniętych konsekwencji, gdyż mieliśmy na względzie sytuację osobistą urzędniczki. Uznaliśmy, że na tamten czas sprawa została rozwiązana. Reklamy wszystkich biur ubezpieczeniowych były sukcesywnie usuwane i założyliśmy w korytarzu monitoring.
Z tego co udało się dowiedzieć portalowi Esanok monitoring nie podziałał długo, gdyż jakoby nie zgodziły się na niego związki zawodowe.
Z powrotem na stare śmieci i awans?
Nikt tego oficjalnie nie potwierdza, jednak w zeszłej kadencji pracownica została z powrotem przeniesiona na poprzednie stanowisko. Dlaczego tak się stało?
– Mojego udziału w tym i pomysłu nie było – stwierdza były starosta Roman Konieczny. – Jeśli tak się stało, a już nie pamiętam, to stało się tak na wniosek naczelnika wydziału, który mógł o to wnioskować z uwagi na fakt, że nie miał kto pracować przy okienku. Nie pamiętam, kto był wówczas naczelnikiem. Natomiast nie było oficjalnych zastrzeżeń wobec tej osoby. Poprzedni starosta przeniósł ją na inne stanowisko, ale nie byłem w stanie stwierdzić z jakiego powodu. Nie było dowodów przeciwko urzędniczce.
Obecny starosta sanocki Stanisław Chęć wydał dzisiaj oświadczenie, że nie będzie udzielał informacji, w związku z trwającymi wciąż czynnościami. Zlecił przeprowadzenie wewnętrznej kontroli. Na pytanie, czy to prawda, że awansował w tej kadencji urzędniczkę na z-cę naczelnika wydziału, odpowiedział: dziękuję, do widzenia, i odłożył słuchawkę.
Radny powinien być nieskazitelny
Urzędniczka w roku 2014 postanowiła wejść do polityki samorządowej. Dostała się Rady Miasta Sanoka z Ruchu Narodowego. Sukces powtórzyła w następnej kadencji startując z listy PiS i zdobywając 320 głosów. Obecnie jest przewodniczącą jednej z komisji.
Andrzej Romaniak, przewodniczący Rady Miasta Sanoka jest bardzo zmartwiony tą sytuacją.
– Jest to bardzo przykra sprawa – podkreśla. – Jestem zasmucony, ale też i zaskoczony. Postawienie zarzutów nie jest jednak jednoznaczne z uznaniem winy. Musimy poczekać na rozwój wydarzeń. Rada może odwołać osobę, której postawiono zarzuty z funkcji, ale nie może pozbawić jej mandatu. Kodeks Wyborczy jasno stwierdza w jakich wypadkach traci się mandat. Oczywiście radny sam może zrzec się mandatu. Gdybym to mnie dotyczyło, to bym tak uczynił. Radny powinien być nieskazitelny i czysty pod każdym względem.
ZOBACZ:
WYDZIAŁ KOMUNIKACJI: Urzędniczce z Sanoka grozi 10 lat więzienia!
SANOK: Oświadczenie starosty Stanisława Chęcia
O sprawie informowaliśmy wczoraj:
SANOK: Policja w Wydziale Komunikacji!
Czynności w starostwie prowadzą funkcjonariusze d.s. walki z korupcją
Przeszukano biurko i komputer konkretnego pracownika
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz