GOPS w Dydni: Ośrodek nie może nic robić wbrew człowiekowi
DYDNIA / PODKARPACIE. Mieszkanka Dydni zarzuca Gminnemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej w Dydni opieszałość w pomocy bezdomnemu, co mogło skończyć się tragicznie. GOPR broni się, że zrobił wszystko co mógł w tej sprawie.
Dorota Mękarska
73-latek do 22 czerwca br. mieszkał z mieszkanką Dydni. Od wielu lat para żyła w konkubinacie. Mężczyzna wspomagał pomocą fizyczną kobietę, która bardzo wcześnie owdowiała. Ona zaś w dużej mierze utrzymywała go finansowo, choć mężczyzna, gdy był młodszy, imał się różnych zajęć, w tym prac interwencyjnych.
Ziemia osunęła się na dom
Wszystko zmieniło się w lecie, gdy w wyniku obfitych opadów deszczu na dom osunęła się ziemia. Nadzór budowlany zadecydował, że budynek nie nadaje się do zamieszkania i należy go rozebrać. Starszą i schorowaną już kobietą zaopiekowała się córka, mężczyzna przeniósł się zaś do baraku, którego był właścicielem. Mieszkał w nim do zeszłego tygodnia, czyli przez ponad 5 miesięcy. Barak to praktycznie ruina. Nie ma w nim żadnych wygód. Aż trudno uwierzyć, że mężczyzna przeżył w nim ostatnie chłody.
Przewrócił się na schodach
– W czwartek zobaczyłam, że kieruje się w stronę naszego domu – relacjonuje córka kobiety mieszkającej do niedawna z panem Romanem. – Na początku myślałam, że jest pijany. Doszedł do naszego domu i na schodach przewrócił się. Razem z mężem podnieśliśmy go i przenieśli do domu. Okazało się, że jest trzeźwy. Jestem specjalistą opieki paliatywnej, więc szybko zorientowałam się, że objawy wskazują na skrajne odwodnienie organizmu. Miał drgawki i inne typowe objawy. Podłączyłam go natychmiast do kroplówki, nakarmiłam, dałam leki. Gdybym nie udzieliła mu pomocy to doszłoby do niedoczynności wielonarządowej i śmierci. W tej chwili jego stan jest stabilny. Ma u nas pokój i łóżko, ale przez prawie pół roku był o zimnej wodzie i chlebie, bo w baraku nie ma wody, kuchenki, ani łazienki. Teraz jeszcze doszło do tego zimno, barak stoi przy rzece, więc ciągnie od niej chłodem. Jak długo można to wytrzymać? GOPS w Dydni wiedział w jakich warunkach on mieszka, ale przez prawie pół roku nic w tej sprawie nie zrobiono. Jeszcze trochę a doszłoby do tragedii. Pomaga się zwierzętom, a człowiek został bez pomocy.
GOPS ma na wszystko dokumenty
Teresa Szelest, kierownik GOPS w Dydni zaprzecza tym oskarżeniom i nazywa je wręcz oszczerstwami.
– Mężczyzna mieszkał ostatnie lata w domu należącym do jego konkubiny. Z domem stało się jak się stało i w czerwcu musieli go opuścić – pani kierownik potwierdza te informacje. – Kobieta trafiła do córki, a mężczyźnie zaproponowaliśmy dom w Dydni. Nie przyjął tej propozycji. Następnie zaproponowaliśmy mu miejsce w domu dla bezdomnych, też odmówił. Z ofertą pomocy przyszła następnie dalsza rodzina oferując mu pokój z kuchnią, ale nie zgodził się tam zamieszkać. Mamy na wszystko dokumenty i świadków, bo rozmowy odbywały się w obecności sołtysa. On liczył na to, że zamieszka przy tej kobiecie. Myślał, że jej rodzina weźmie go do siebie. To nie jest tak, że czekaliśmy z założonymi rękami.
– Matka jest schorowana. Miała wylew. Trzeba się nią zająć. Nie jesteśmy w stanie opiekować się dwiema starszymi osobami – tłumaczy córka. – To GOPS powinien poczuwać się do winy, bo mieli pół roku by to załatwić, ale oni nie chcą przyznać się do swoich błędów. To jest niedopatrzenie ze strony opieki społecznej.
Do czterech razy sztuka
Jak informuje pani kierownik, pracownicy GOPS, choć mężczyzna nie zgadzał się na proponowane mu oferty, prowadzili z nim nadal rozmowy. Zaproponowano mu pobyt w domu dla osób starszych. Na to bezdomny wyraził zgodę. Sporządzono więc odpowiednie dokumenty, które wysłano do Centrum Pomocy Rodzinie w Rzeszowie. Zapadła pozytywna decyzja. Mężczyzna mógł od razu trafić do ośrodka w Dynowie, ale na przeszkodzie stanęła… pandemia. Okazało się, że musi mieć wykonany test na koronawirusa. W ostatnią sobotę w Dydni pojawił się Sanepid.
– Szukali go po całej wsi, bo GOPS podał adres domu, w którym dawno temu zamieszkiwał, a który chyba od 20 lat nie istnieje. Tak GOPS jest zorientowany w sytuacji – podkreśla mieszkanka Dydni.
– Czekamy tylko na wynik. Już jest wszystko załatwione – informuje Teresa Szelest. I dodaje. – To są trudne sprawy. My jako ośrodek nie możemy nic zrobić wbrew człowiekowi. Możemy tylko go przekonywać. Na szczęście po wielu trudach mężczyzna wyraził zgodę.
Koniec mieszkania w baraku
Jak informuje nasza rozmówczyni z Dydni interwencja eSanok przyniosła skutek. Okazało się, że wynik na koronawirusa jest negatywny i jeszcze dziś mężczyzna trafi do placówki w Dynowie.
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz